Gorący ostatnimi dniami temat pożyczki dla mikroprzedsiębiorców, możliwej do umorzenia w 100%, przypomniał mi stare porzekadło: „Jak dają to brać, jak biją uciekać”.

O mikropożyczce udzielanej w ramach Tarczy 2.0 znajdziecie w necie mnóstwo informacji, nie będę ich tu powielać. Mam zamiar skupić się na załącznikach do wniosku w przypadku wysyłki elektronicznej, a w szczególności umowie pożyczki. Przyznam, że dawno żaden dokument nie wzbudził wśród moich znajomych takich emocji:D

Na stronie praca.gov.pl znajdziecie wniosek, załączniki, instrukcję – wszystko, wydawać by się mogło, jasno, prosto i bezproblemowo.
I rzeczywiście, kreator ładnie Was przeprowadzi, aż dojdziecie do momentu, gdy należy podpiąć załączniki. „Też mi kłopot”, niejeden parsknie. A i owszem, kłopot, jak to często bywa, wynikający z dowolności interpretacji zapisu.

Otóż w wytycznych znajdziecie takie informacje:

Skompletuj wymagane załączniki do wniosku w postaci elektronicznej, zwracając uwagę aby wielkość pojedynczego dokumentu nie była większa niż 1 MB: 

  • kopię pełnomocnictwa (jeżeli dotyczy, plik w formacie jpg, pdf),
  • wypełniony formularz informacji przedstawianych przy ubieganiu się o pomoc rekompensującą negatywne konsekwencje ekonomiczne z powodu COVID-19, wg określonego wzoru (plik w formacie xls lub xlsx) (…)

2. Wraz z wnioskiem przekaż umowę pożyczki na pokrycie bieżących kosztów prowadzenia działalności gospodarczej mikroprzedsiębiorcy, wg określonego wzoru (plik w formacie pdf) (…)

I w samym wniosku:

Wymagane jest, aby „Umowa pożyczki na pokrycie bieżących kosztów” była plikiem z rozszerzeniem pdf. Wzór załącznika publikowany jest na stronie MRPiPS.

I tyle.
Z czystej ciekawości poszperałam, popytałam i… wiem, że nic nie wiem:)

Z formularzem dot. pomocy sprawa wydawała się jasna: należy go po prostu wypełnić i załączyć. Do pobrania jest plik w formacie xls, więc… ups. Odesłać w takim samym formacie? Czemu to miałoby służyć? Może jednak zapisać w pdf? Ja tak zazwyczaj robię, chyba, że na tym samym pliku ma pracować inna osoba.

Przede wszystkim jednak rodzi się pytanie w jakiej DOKŁADNIE formie należy podpiąć umowę?

Moja automatyczna reakcja była taka, że należy załączyć niepodpisany plik pdf zamieszczony na stronie, bo całość dokumentacji, tj. wniosek i dwa załączniki (lub trzy, jeśli ktoś dołącza pełnomocnictwo), zostanie potwierdzona podpisem elektronicznym, co powyższe dokumenty bezsprzecznie uwierzytelnia.

A tu niespodzianka: ile urzędów tyle interpretacji.

Napisałabym „ku mojemu zdumieniu”, ale każdy z Was, kto ma styczność z urzędami częstszą niż przeciętna, wie, że specjalnie nie ma się czemu dziwić.
Nie zdziwi Was więc, że w zależności od miasta urzędy życzą sobie czegoś innego, a i wnioskodawcy różnie interpretują wytyczne:

  1. wersja „po mojemu”, czyli czysty wzór umowy,
  2. jak wyżej, ale załącznik podpisany elektronicznie niezależnie od podpisania wniosku,
  3. wydruk umowy, podpisanie jej na papierze i załączenie skanu – na ile się zorientowałam, ta wersja jest najpopularniejsza,
  4. moje ulubione: jeśli używasz podpisu kwalifikowanego, to wystarczy czysty wzór, a jeśli ePUAP to skan (?)

Innymi słowy: bądź tu mądry i pisz wiersze.
Albo zadzwoń do właściwego PUP.
Tyle, że nawet jak się dodzwonisz, jaką masz gwarancję, że gdy Twój wniosek będzie rozpatrywany, nadal będzie obowiązywała akurat ta, a nie inna interpretacja? Ha?

Wczoraj popołudniu siedziałam sobie z filiżanką (no dobra, kubkiem. Kubłem szczerze mówiąc;)) kawy i filozofowałam na temat przedmiotowego wniosku. Poważnie, takie przy kawie snuję bajania.
I takim oto torem myśli moje się potoczyły:

– skoro w pouczeniu, umieszczonym przed rozpoczęciem wypełniania wniosku, mowa jest o KOPII pełnomocnictwa (w formacie pdf lub jpg) oraz o umowie pożyczki – a nie KOPII umowy pożyczki – utwierdzam się w przekonaniu, że nie chodzi o skan umowy. Podpisanie go bowiem kwalifikowanym podpisem elektronicznym lub podpisem potwierdzonym profilem zaufanym ePUAP nie sprawi, że stanie się on oryginałem, tylko potwierdzi jego zgodność z oryginałem. Natomiast „czysty” w miejscu podpisu dokument pdf, podpisany elektronicznie, jest po prostu oryginalnym dokumentem podpisanym przez osobę uprawnioną.
Logiczne? Wydawałoby się.

Sprawdziłam co ma na ten temat do powiedzenia Polska Izba Informatyki i Telekomunikacji. Spójrzmy choćby na sprawę dotyczącą skanów e-ofert w postępowaniu przetargowym:
Hasłowo: wg PIIT cyt.: ”(…) z technicznego i prawnego punktu widzenia, skan formularza oferty podpisany elektronicznie przyjmuje postać elektroniczną  w rozumieniu art. 10a ust. 5 Prawa zamówień publicznych i jest dokumentem elektronicznym w rozumieniu art. 3 pkt. 2 ustawy o informatyzacji.”

Czyli moje dumania przy kawie o kant d… potłuc, co właściwie wychodzi na plus: skan podpisany przez tę samą osobę elektronicznie staje się oryginałem.

Co tu jednak jest najbardziej niepokojące:
Skąd mamy wiedzieć to my, małe żużaczki, skoro mądrzejsi nie wiedzą?

Bo przytoczone przeze mnie stanowisko PIIT to odpowiedź na wyrok Krajowej Izby Odwoławczej z 4 stycznia 2019r. (sygn. KIO 2611/18), która uznała, że (cyt.): „(…) skan wydrukowanego (papierowego) (dopisek KM: uprzednio podpisanego przez osobę uprawnioną) formularza oferty, podpisany elektronicznie kwalifikowanym podpisem elektronicznym, nie stanowi oryginału oferty. To oznacza zaś, że taka oferta jest nieważna w rozumieniu Prawa zamówień publicznych (Pzp) i podlega odrzuceniu.”

Uśmiałabym się, gdyby to było śmieszne. Ale gdy okaże się, że błędne interpretacje skan/nie skan, pdf czy xls wpłyną na to, czy przedsiębiorca dostanie 5 tys. zł czy też nie (a to już razem 10!) to wcale nie będzie zabawne.

Skoro jest jak jest, to naprawdę chciałabym, by mój wpis szybko stał się nieaktualny: wystarczyłoby uściślić wytyczne w instrukcji. I byłoby po kłopocie. Takie zacerowanie dziury.

Ideałem by było, gdyby przepisy były tak sformułowane, że nie stwarzałyby konieczności wydawania interpretacji do interpretacji interpretacji, bo nikt nie wie co autor miał na myśli.
A pani Basia z urzędu X nie mogłaby kazać petentowi polizać się w łokieć, „bo u nas robi się tak, a że Y robi inaczej, to nas nie interesuje”.

Tak mi się zamarzyło…

***
Uwaga, uwaga:
Powyższy artykuł nie jest poradą, tylko zapisem moich przemyśleń snutych przy kubku kawy.
Czytasz i korzystasz na własne ryzyko:)

4 komentarze

  1. „Ideałem by było, gdyby przepisy były tak sformułowane, że nie stwarzałyby konieczności wydawania interpretacji do interpretacji interpretacji, bo nikt nie wie co autor miał na myśli.”
    O święta naiwności! Nie tyle ideałem, ile NORMALNOŚCIĄ by to było. Ale, że Polska normalnym kraje nie jest – tak nie będzie. Ustrój mojego (coraz mniej mojego) kraju jest skrojony pod Władzę, nie pod Obywatela. Z każdą kolejną Władzą w tym niby-wolnym kraju coraz bardziej. A ostatnie poczynania bieżących miłościwie panujacych to tylko turbo-przyspieszenie tego procesu. Byliśmy i jesteśmy krajem teoretycznym, czyli dla Władzy od góry do dołu ważne jest czy się w papierach zgadza, bo z tego są rozliczani. W krajach praktycznych ważne jest co jest w życiu, a papier za tym co najwyżej idzie. Bez drastycznego przecięcia biurokratycznego wrzoda (czyt.: drastycznego uproszczenia prawa i zwolnienia 75% urzędasów w ślad za tym) nigdy nawet w tą stronę nie skręcimy. A tego nikt nie zrobi. Więc przyzwyczajcie się Państwo do standardu konieczności wydawania interpretacji do interpretacji interpretacji. Państwo urzednictwo dba aby mieć za co przytulać naszą kasę z podatków i lubi w zamian trzymać nas pod butem, zamiast nam służyć. Bo to co się kiedyś nawet nazywało służbą publiczną teraz jest okupacją urzędniczą. Sorry za żółć, ale mam zawodowo 500x więcej z nimi styczności niż Kowalski jak wyrabia dowód raz na 10 lat i widzę jak mnie traktują w majestacie obowiązującego „prawa”.

    doyar
  2. „…Albowiem krzywdy powinno się wyrządzać wszystkie naraz, aby krócej doznawane, mniej tym samym krzywdziły, natomiast dobrodziejstwa świadczyć trzeba po trosze, aby lepiej smakowały.” – Machiavelli.
    I na tym to polega. Wiadomo, że księciu chodzi o to, aby jak najmniej uszczuplić skarb państwa. Ale coś trzeba dać. Taj więc dajemy w taki sposób, aby dostali nieliczni i czuli się wyróżnieni. Natomiast pozostałym się powie: widzisz, jakim jesteś nieudacznikiem? Nawet wniosku nie potrafisz napisać. Pretensje miej do siebie. A przy okazji wzniecimy zawiść u tych, którzy nie dostali i poczucie wyższości u tych wyróżnionych. I o to chodzi! Divide et impera.

    pm3

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *