Uczucia i emocje.
Towarzyszą nam całe życie. Decydują o postrzeganiu świata, innych ludzi, spraw, rzeczy. O tym, jakie podejmujemy decyzje, w jaki sposób działamy, świadomie czy też nieświadomie. Są silnie związane z naszymi potrzebami, pojawiają się, gdy czegoś nam brak albo wprost przeciwnie, gdy jakąś potrzebę zaspokajamy. Są przyjemne lub nie, ułatwiają nam życie albo je utrudniają, szczególnie, gdy nie umiemy nad nimi zapanować. Wówczas przejmują nad nami kontrolę.
Serce czy głowa?
Tak naprawdę mózg. Bo przecież serce siedzi w głowie;)

Po napisaniu ostatniego artykułu zabawiłam się w alfabetyczną układankę:
Alfa_Beta_Gamma… Wróć.
Alfa_Beta_GAMA_emo
Gama emocji i uczuć. Barwna, bogata, zmienna.

A – akceptacja, agresja
B – beztroska, bezpieczeństwo
C – czułość, cierpliwość

i tak dalej.
Naszło mnie, aby zebrać w ten sposób, od A do Z, chociaż część targających nami czy też ledwo nas muskających, emocji i uczuć, i opisać tak, jak je czuję i rozumiem. Odmalować, od siebie, od serca. Od mózgu;)

Na pierwszy ogień A jak AKCEPTACJA

Akceptacja

Historia pierwsza. Anna.
Anna, wykończona wyczerpującym dniem w pracy, z trudem weszła na trzecie piętro. Powiesiła płaszcz, zdjęła buty, zatachała do kuchni dwie ciężkie siaty. Resztką sił schowała zakupy, po czym ciężko usiadła na krześle. Jedyną rzeczą, o jakiej teraz marzyła, była drzemka. Trochę kręciło jej się w głowie. Czuła się źle; nie na tyle, by uznać się za chorą, ale na tyle, by kompletnie nie móc się skoncentrować. Weszła do łazienki, spojrzała w lustro.

– Połóż się – odezwała się postać po drugiej stronie tafli. – Odpocznij, jesteś zmęczona.
– Nie mogę – odpowiedziała swojemu odbiciu Anna. – Muszę umyć naczynia i odkurzyć. Nie mogę spać, gdy w domu jest taki bałagan.

– A komu to przeszkadza? – zdziwiła się ta w lustrze. – Jesteś tu sama.
– Tak się po prostu nie robi – upierała się Anna. – Najpierw obowiązki. Wezmę coś na ból głowy i mi przejdzie.
– Jak chcesz… – kobieta w lustrze wzruszyła ramionami. – To się męcz…

Co by było, gdyby Anna spróbowała przez chwilę nie musieć i zaakceptować fakt, że jej organizm potrzebuje snu? Co by się stało, gdyby zaakceptowała chwilowy bałagan i nie posprzątała mieszkania? Oczywiście, poza tym, że by się wyspała, poczuła znacznie lepiej i z nową energią wzięła za porządki później. Albo jutro. Otóż nic by się nie stało. Po prostu brudne naczynia dłużej postałyby w zlewie. I tyle. Co tymczasem zrobiła Anna?

Wzięła pigułkę przeciwbólową, w wersji speed/super/ekspres/sprint. W podwójnej dawce, bo już jakiś czas temu zauważyła, że jedna kiepsko działa. Popiła mocną kawą. Od razu lepiej! Nie tracąc więcej czasu, wzięła się za naczynia. Niestety, nie ma gdzie wstawić zmywarki, mieszkanie jest wynajęte, nie będzie się bawić w remonty. Z rozpędu umyła szafki, potem zabrała się za odkurzanie. Ani się obejrzała, był późny wieczór. Głowa już nie bolała, a spać odechciało jej się kompletnie. Do trzeciej w nocy czytała i oglądała filmy. Budzik zadzwonił o szóstej trzydzieści.
Z bolącą głową i nieprzyjemnym ssaniem w żołądku zwlekła się z łóżka…

***

Historia druga. Adam.
Adam czuł narastającą irytację. Znowu panie w przedszkolu będą niezadowolone, że odbiera małego tuż przed samym zamknięciem. Żona dziś nie mogła? Nie, nie mogła. Z impetem skręcił w główną ulicę i wpakował się prosto w korek.
– Cholera jasna! – zaklął. Siedząca obok nastoletnia córka podniosła głowę znad smartfona, by zaraz znowu się w nim zatopić.
– Szlag by to trafił – Adam miał wrażenie, że zaraz wybuchnie. – Wszyscy muszę tędy jechać?! Akurat teraz?! – z furią nacisnął klakson.
– Czemu trąbisz? – zainteresowała się córa.
– Bo stoją jak debile, nie można jechać – odparował. Dziewczyna uniosła brwi i położyła telefon na kolanach.
– I to niby ma pomóc? – spytała. – W jaki sposób?
Adam spojrzał na nią zdziwiony.
– A co? – odpowiedział pytaniem na pytanie. – Znasz lepszy?
Wzruszyła ramionami.
– Znam. Przeczekać. Trąbienie nic ci nie da, korka nie rozładujesz. Zaakceptuj, że on jest i już. Za chwilę go nie będzie – to mówiąc, znowu wzięła do ręki smartfona.
Adam spojrzał na córkę nieco podejrzliwie. W sumie…

Adam mógł zignorować rady córki i trąbić do upadłego. Mógł próbować wyładować swoją frustrację za pomocą klaksonu. Było mu obojętne jak zostałby odebrany przez innych użytkowników drogi. Wiadomo, cham, burak i prostak. TERA JA, wszyscy z drogi! I co, korek nagle by magicznie wyparował? Nie. Nic by się nie zmieniło, poza buzującą coraz mocniej, nie znajdującą ujścia, wściekłością. Tylko czy to rzeczywiście miałby sens?  Może jednak wersja córki..?
Jest korek. To fakt.
Utknęliśmy. To fakt.
Nie mamy żadnej drogi w bok. Fakt.
Musimy czekać. Fakt.
Samochody powoli się przesuwają. Fakt.
My też. Fakt.
Złość, przekleństwa, irytacja nie mają wpływu na tempo poruszania się pojazdów. Fakt.
Za parę minut wyjedziemy  korka. Przypuszczenie graniczące z pewnością.

Adam postanowił spróbować. Przestał zwracać uwagę na to ile centymetrów udało mu się przesunąć i zajął się rozmową z córką. Z korka wyjechali szybciej niż się spodziewał, zdążając po przed zamknięciem przedszkola.

***

Historia trzecia. Agnieszka.
Agnieszka czuła się szczęśliwa. Pieliła ukochane grządki wdychając zapach ziół. Wiosenne słońce z dnia na dzień przygrzewało mocniej, świat stawał się coraz piękniejszy. W myślach planowała kolejne weekendy. Kątem oka zobaczyła wchodzącego męża.

– Kochanie, zobacz jak mi tu cudnie kwitnie!  – zawołała radośnie.
Mężczyzna podszedł bliżej. Pocałował żonę i ukucnął obok. Przez chwilę podziwiali ogród oboje.
– Za dwa tygodnie szykuje mi się wyjazd motocyklowy – zaczął. Uśmiech na twarzy Agnieszki zgasł.
– Znasz moje zdanie. Nie ma mowy – odpowiedziała zimno.
– Kochanie… Nie pytam cię o zdanie, tylko cię informuję. Znam twoje zdanie, a ty znasz moje. To moja pasja, kocham motocykle jak ty ogród.
– To co innego. Mój ogród nie stanowi dla mnie niebezpieczeństwa. Nie zgadzam się – Agnieszka odparowała z wściekłością.
– Aguś, zrozum. Duszę się bez tego.
– Bez przesady, to tylko zwykła wycieczka. O, możesz pojechać samochodem – nie zauważyła, że go rozbawiła. – Zresztą… – zawiesiła glos. – Jeśli mnie kochasz, to musisz wybrać. Ja albo motocykl – spojrzała na męża zwycięsko. Nie umiała odgadnąć jego myśli, trochę zbiło ją to z tropu. Chwilę jej się przypatrywał jakby ważył odpowiedź.
– Kocham cię. I dlatego nie będę wybierał – odparł spokojnie.
– Gdy się kogoś kocha, to się dba o jego potrzeby! – wypaliła. – Chcę, żebyś był szczęśliwy, tu, ze mną.
– Jestem z tobą szczęśliwy.  Ale jeśli zamkniesz mnie w klace, za jakiś czas nie będę i nie da mi się tego nakazać. Gdy się kogoś kocha, to się dba o jego potrzeby – uśmiechnął się przekornie. – Chyba musisz mnie zaakceptować takiego jakim jestem.

Miłość Agnieszki przesłonięta jest troską, która kładzie cień na związku. Motocyklowa pasja męża stoi w sprzeczności z jej wizją szczęścia. Agnieszka jej nie akceptuje, ryzykując, że partner prędzej czy później zacznie mieć do niej pretensje, chyba, że pogodzi się z porażką i zrezygnuje z hobby. To co prawda mogłoby oznaczać, że nie była to prawdziwa pasja;)
OK, przyjmijmy, że nie jedzie, w ogóle rezygnuje z motocyklizmu. Agnieszka jest szczęśliwa, on markotny. Z czasem mu przechodzi, zapomina – albo wydaje mu się, że zapomina, a w głębi trzewi brakuje mu adrenaliny, powiewu wiatru, przestrzeni. Zakopuje się w motocyklowych magazynach, grzebie w garażu, śledzi filmiki na YouTube. Niektórym to wystarczy. Wielu zachowa żal do drugiej połowy.
Załóżmy jednak, że jedzie i oddaje się swojemu konikowi za pomocą ponad stu koni mechanicznych. Czuje się spełniony i szczęśliwy, a to jego wewnętrzne szczęście pozytywnie przekłada się na relacje w małżeństwie.
A co z wersją jedzie i ulega wypadkowi..? Cholera, Agnieszka miała rację! Ale czy na pewno..?
Wszak życie można przeczekać albo je przeżyć; wybór należy do człowieka, który kocha to co robi. Nawet, jeśli bywa to niebezpieczne. Bo to jego życie, owszem, powiązane z życiem Agnieszki.
Pytanie więc czy to on powinien się zmienić, czy ona zaakceptować go takim człowiekiem jakim jest. A jest po prostu sobą.

******

Akceptację rozumiem jako zgodę na to, że pewne rzeczy się dzieją. Otwarcie się na fakt, że czasem jest lepiej, czasem gorzej. Na to, że na wiele spraw wokół nie mam najmniejszego wpływu. Zrozumienie, że pytanie dlaczego to przydarzyło się właśnie mnie? niczego nie zmieni. Nie posunie sprawy do przodu, nie przyniesie ulgi; wprost przeciwnie. Akceptacja to przyznanie, że wszystko się zmienia i zgoda na tę zmianę. Dotyczy zarówno codziennych drobiazgów, jak i spraw ciężkiego kalibru.
Nie mylmy przy tym akceptacji z biernością i poddaniem się wszystkiemu jak leci. To nie jest zgoda na zło ani na krzywdę. Akceptacja ma nam pomóc przezwyciężyć trudności, które stają nam na drodze, a nie sprawić, że staniemy się bezwolni i uznamy, że trudno, jest jak jest. Nie chodzi tu też o konformizm, gdzie akceptacja wynika z dostosowania się do cudzych przekonań zamiast wypływać z własnego wnętrza.
Akceptacja pomaga nam odciąć się od przeszłości, od spraw minionych; tak to widzę. Miast rozpamiętywać, wspominać, może żałować, tęsknić, warto uznać, że przeszłość już przeszła, a sprawy już się zadziały. Nic się nie odstanie. Było, minęło i do przodu.

Anna może zaakceptować, że mieszkanie nie zawsze musi lśnić czystością, a ona sama ma prawo czuć się zmęczona i słaba. Zaakceptować swoje potrzeby. Andrzej nie musi walczyć z wiatrakami wkurzając innych hałaśliwym zachowaniem. Wystarczy, żeby zaakceptował fakt, że akurat w kwestii korka nie ma wpływu na sytuację na drodze. To bywa trudne, ale zadziwiająco skuteczne. Agnieszka zakochała się w swoim facecie, takim a nie innym przecież, akceptując go z całym dobrodziejstwem inwentarza; gorzej, gdy zakochała się w swoim wyobrażeniu o nim. Ona myślała, że on się zmieni, a on myślał, że ona się nie zmieni. W tym przypadku akceptację postrzegam jako poszanowanie dla wyborów czy określonego zachowania drugiej osoby. Na pewno będzie łatwej, gdy przestaniemy patrzeć jedynie przez pryzmat własnego JA. JA nie jest niczym złym, wszak samoakceptacja to podstawa do życzliwego spojrzenia na innych, ale o tym kiedy indziej. Teraz chodzi mi raczej po głowie próba uzmysłowienia sobie, czemu czasami tak ciężko zaakceptować potrzeby drugiego człowieka. Czy one naprawdę tak bardzo nam przeszkadzają? Szkodzą nam? Czy nie wślizguje się tu przypadkiem EGOizm, który ma w nosie, że to my krzywdzimy drugiego człowieka swoim brakiem akceptacji, a nie on nas swoim wyborem?

Tysiące Alin, Andrzejów, Agat, Aleksandrów i Andżelik codziennie stykają się z sytuacjami dotyczącymi akceptacji. Śmiesznie drobnymi, a z drobnostek przecież składa się codzienność, po życiowe, determinujące sprawy najważniejsze. Od akceptacji regulaminu na stronie sklepu internetowego po zaakceptowanie faktu, że syn jest gejem.
Widzę to tak:

Zmień to, co możesz zmienić,

zaakceptuj to, czego zmienić nie możesz

Testowane i stosowane na sobie, z coraz większą wprawą. Efekty?
W wielkim skrócie: akceptacja pomaga nabrać dystansu. Poza tym wciąż nie mogę się nadziwić jak wrzucenie na luz poprawia jakość życia. Czemu na luz? Bo akceptacja siłą rzeczy wiąże się z odpuszczeniem kontroli.
Polecam spróbować:)

Buziaki!

Wasza Masza



4 komentarze

  1. – Panie doktorze/Proszę księdza – mam wielki problem z mężem. Otóż ostatnio zrobił się po prostu okropny. Chodzi, zrzędzi, narzeka. Przed ślubem taki nie był.
    – No to wychodzi na to, że to Pani go zmieniła 🙂

    Cichy
    1. I na co jej przyszło w takim razie? 😀
      A może jeszcze inna opcja: to ona się zmieniła i przestali być kompatybilni, bo on pasował do wersji sprzed aktualizacji. Albo zmienili się oboje. Albo po prostu poznali się tacy, jacy są poza wersją demo 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *