co ma bałagan do praw fizyki?

Fajnie znaleźć naukowe usprawiedliwienie własnego lenistwa. Albo raczej potrzeb innych niż klar w domu.
Tym usprawiedliwieniem jest entropia. Z definicji jest to miara stopnia nieuporządkowania materii i rozproszenia energii. Zgodnie z drugą zasadą termodynamiki, jeżeli układ termodynamiczny przechodzi od jednego stanu równowagi do drugiego spontanicznie, bez udziału czynników zewnętrznych, to jego entropia zawsze rośnie. W procesach nieodwracalnych produkcja entropii jest zawsze dodatnia i sumaryczna zmiana entropii układu i otoczenia jest większa od zera.

Więc pół żartem pół serio: czy aby jedynie o lenistwo chodzi?
Mam co prawda wątpliwości odnośnie czynników zewnętrznych w układzie; u mnie działają cztery takie czynniki, z czego dwa są wyraźnie bardziej aktywne. I to jak spontanicznie!

Nawet mogę sformułować nowe twierdzenie:
Jeżeli układ w stanie równowagi zostanie poddany działaniu czynnika wprowadzającego chaos, to chaos będzie tym większy im młodszy będzie czynnik, pod warunkiem, że czynnik ten będzie miał swobodę poruszania się,
gdzie:
układ w stanie równowagi -wysprzątane mieszkanie
czynnik – dziecko

U nas w domu powyższe twierdzenie jest prawdziwe. A u Was?

I czy u Was też jest tak, że nawet gdy macie idealny porządek w domu (bo święta, bo goście…), udaje się Wam utrzymać go zdecydowanie krócej niż byście chcieli? Bo jakoś tak SAMO-SIĘ-BAŁAGANI.
Ha, wiadomo, wszystkiemu winna entropia!

Bądźmy jednak szczerzy i uczciwi wobec siebie. Czy, pomijając to, co potrafią zrobić dzieci w szale zabawy i tworzenia, my dorośli zawsze odkładamy każdą rzecz na miejsce? Bo moim zdaniem tu tkwi tajemnica tego SAMO-SIĘ-BAŁAGANU. Przynajmniej jedna z tajemnic.
Widzę to tak:

mamy za dużo rzeczy

Zabawek, ciuchów, naczyń i przydasi wszelkiej maści
Mama, ja się nimi bawię! O, tym też bym się bawił, tylko zapomniałem, że mam. Czyli tego nie potrzebowałeś.
Jak to za dużo naczyń? A jak wszystkie są w zmywarce, to co? Trzeba mieć zapas! Nie, wystarczy je umyć i wyjąć ze zmywarki.
Ależ skąd, same fajne ciuchy! To czemu jak otwierasz wypchaną szafę nie masz się w co ubrać? Zrób remanent, wydaj, sprzedaj. Skomponuj kilka sensownych zestawów. Kłania się slow fashion.
A przydasie? – czasem leżą po kilka lat, bo może się przydadzą. Lepiej je wydać komuś, komu będą mogły posłużyć.
Umiar jest dobry we wszystkim. Minimalizm – o tym będę jeszcze pisała.

mamy za mało powierzchni odkładczej

Bo rzeczy muszą mieć swoje miejsce. To na które mają trafiać po użyciu. Szafka, szafa,wieszak, półka, szuflada, skrzynia, pudełko. Właśnie, macie może takie magiczne pudełko albo miseczkę, gdzie trafiają różne pierdołki, z którymi nie wiadomo co zrobić? Podejrzanie szybko się zapełnia.

nie odkładamy rzeczy na miejsce OD RAZU po jej użyciu

To chyba clou programu. Zazwyczaj taka czynność trwa moment. Liczy się w sekundach, jeśli w minutach to niewielu. Odwiesić kurtkę na wieszak, odstawić buty do szafki. Odnieść kubek do zmywarki, odłożyć gazetę. Ustawić roboty na półce, a autka wrzucić do pojemnika. Brudne ciuchy wrzucić do kosza na pranie. To naprawdę nie jest wysiłek. Ale wystarczy, że kilka osób przez cały dzień tego nie robi, wieczorem dom wygląda tragicznie. Efekt skali.

zapominamy o potędze regularności

Potem płaczemy i sprzątamy. Sobotę naprawdę można spędzić dużo przyjemniej niż na szorowaniu kibla i szafek kuchennych wkurzając się, że słońce tak pięknie dziś świeci. Można było przecież te czynności wykonać po kawałeczku w tygodniu i teraz wystarczyłoby przejechać dom odkurzaczem; i voilà!

Jeszcze jedno: warunek jest taki, że sprzątają wszyscy. Oczywiście na miarę swojego wieku i możliwości.
Bo jest też rozwiązanie takie, że któryś z domowników, zazwyczaj pani domu, regularnie sprząta po całej reszcie. Zbiera rozrzucone zabawki, skarpetki i walające się wszędzie naczynia. Dzień zaczyna od wyszorowania łazienki, a po powrocie z pracy łapie za odkurzacz.
Nie stosuję i nie polecam – chyba, że ktoś tak lubi, a porządek w mieszkaniu jest dla niego warunkiem życiowego komfortu. Z mojego punktu widzenia takie rozwiązanie odpada z kilku powodów:

  • uczy domowników, szczególnie dzieci, że i tak ktoś za nie posprząta, więc po co mają się wysilać,
  • nie ma czasu na inne aktywności (trening, książka, film, spotkanie itd.),
  • frustruje i sprawia, że człowiek ma poczucie, że haruje i g… z tego ma. Syzyfowa praca.

Ha, ale za to zawsze mogą wpaść niezapowiedziani goście i nie będzie wstydu!

Taaa… na to też jest metoda: wystawcie na środek odkurzacz, środki do mycia mebli i w razie czego mówcie, że WŁAŚNIE braliście się za porządki. To dla tych, którzy bardzo biorą sobie do serca opinię innych.
Więc my po prostu staramy się (z naciskiem na staramy), żeby jako taki porządek na co dzień utrzymywany był w salonie i oczywiście w okolicach wejścia. Siła pierwszego wrażenia jest nie do przecenienia.

Życzę Wam i sobie SAMO-SIĘ-PORZĄDKU

***

Uwaga:
w trosce o dobro Czytelnika odradza się uczenia drugiego prawa termodynamiki na powyższym tekście. Istnieje podejrzenie graniczące z pewnością, że grozi to oblaniem zaliczenia
.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *