Wrzesień, babie lato i szkoła. Dzieci rwą się do nauki, stęsknione za szkolną ławką, umęczone, bidulki, wakacjami. Tak, żartuję, chociaż wcale nie jest mi do śmiechu; zbyt uważnie śledzę poczynania ministra edukacji.

Nasze dzieciaki chodzą do dobrej szkoły. Publicznej, świadomie wybranej. Osiem lat temu, gdy Tami zaczynała pierwszą klasę, zasady przyjęć były inne niż dziś – nie rejon zamieszkania był najważniejszy. Szkoła cieszyła się dobrą opinią, więc starających się o przyjęcie było sporo – a to z kolei motywowało placówkę do trzymania poziomu. Poprzez „poziom” rozumiem nie tylko wyniki na egzaminach, ale i atmosferę, klimat panujący w szkole. Ktoś powie, że nieprawda, że zgodnie z ustawą Prawo oświatowe, rodzice mają prawo wybrać inną szkołę niż tę w obwodzie właściwym zamieszkaniu. Powiem tak: teoria sobie, a praktyka sobie. W tej materii się cofnęliśmy.

Klasa córki (sportowa), liczy sobie piętnaście osób, dzieciaki są zgrane jak rzadko, a nauczyciele, mimo, że wymagający (na szczęście;)), mają z nimi i z nami, rodzicami, dobry kontakt.
Niestety, z tego co słyszę od znajomych, to rzadkość. Dlatego jest mi smutno.
Bo od lat marzy mi się zmiana sposobu nauczania, co dziś jest raczej marzeniem ściętej głowy. Zmiana, wymagająca nowego podejścia, pozytywnego nastawienia i otwarcia się na nowe doświadczenia. Niekoniecznie z dzwonkami, ławkami i ocenami w dzisiejszym wydaniu. Za to z nauką na powietrzu (a w sali na podłodze, czemu by nie?), z eksperymentami, wyzwaniami, indywidualnym podejściem do ucznia, rozwijaniem jego zainteresowań i mocnych stron, korygowaniem deficytów i nauczycielem-mistrzem, który ma czas zająć się młodzieżą, a nie przymusową papierologią. W szkole, którą wybiera uczeń i rodzic. Do której dziecko idzie z radością, w której się realizuje i czuje się wspierane. Rywalizuje, ale nie walczy. I nie dźwiga kilogramów na plecach.

MEN nie zostawia złudzeń. To szkoła ma oceniać ucznia, nie uczeń szkołę. Zapomnijmy o przywileju wolnego, świadomego wyboru podstawówki. Co za dużo (wolności), to niezdrowo.

W szkołach dominuje skupianie się na dyscyplinie i wkuwaniu tomów niepotrzebnego materiału. Nie jest w cenie pomysłowość, kreatywność ani własne zdanie. Dziecko odważne to dziecko niegrzeczne. A dziecko o innej orientacji seksualnej albo transpłciowe, ho, ho! W tej kwestii minister dał popis nie raz, Powszechne jest ignorowanie faktu, że spory odsetek dzieci przeżywa stres, bo zwyczajnie sobie nie radzi. Że dzieciaki cierpią na depresję. Szkoła zbyt często skupia się na ich słabych stronach, wzmacniając je (być może nieświadomie) i budując w dziecku przeświadczenie, że jest do niczego. Ba, problemy mają nawet dzieci, które sobie radzą świetnie – bo na nich ciąży presja bycia najlepszymi. Nie zwalam winy na nauczycieli, tu za uszami mają także rodzice i cały system edukacji. Słyszę argumenty, że dziecko trzeba przyzwyczajać do stresu, bo tylko tak poradzi sobie w przyszłości, życie tego stresu nie będzie mu oszczędzać. Takie hartowanie to gwarancja powodzenia w przyszłości.
Cóż za piramidalna bzdura!
Gwarancją są wiara w siebie i w swoje możliwości, a tych nie da się zbudować wieczną krytyką. Można je budować motywując dziecko do pracy, chwaląc je za osiągnięcia, pomagać mu się rozwijać poprzez wskazywanie co robi dobrze, a co może poprawić. Motywacja pozytywna, nie negatywna. Poprzez akceptację, szacunek, dawanie prawa wyboru, co uczy odpowiedzialności za własne czyny. Słyszę, że pochwały dziecko rozpieszczają i „rozmiękczają”. Nie, to niekonstruktywna krytyka demotywuje. Wystarczy popatrzeć, poobserwować, przyjrzeć się dzieciakom. Spojrzeć na siebie! Mądra pochwała wywołuje uśmiech i sprawia, że się chce. Daje kopa. Byle nie byłaby to pochwała w stylu „świetnie to robisz, ale…” . To małe „ale” skreśla wszystko, co padło przed nim. Dziecko ma czuć satysfakcję z tego co robi, radość, sprawczość. Jeśli ono będzie czuło, że może, umie, że ma wsparcie, jego samoocena będzie wysoka, a przecież to samoocena właśnie przekłada się na zachowanie.

Są dzieci, dla których szkoła to pasmo porażek. Nie dlatego, że są głupie czy gorsze. Dlatego, że mają różnego typu deficyty. Do dziś niejeden śmieje się z dysleksji, widząc w niej sposób np. na uniknięcie nauki ortografii. Pierwszy błąd wynikający z niewiedzy: dla takich dzieci, mających zasady ortograficzne w małym palcu (ważne), rzeka raz jest rzeką, kiedy indziej żeką, a jeszcze kiedy indziej zreką. Dopóki nie zetknęłam się z tym osobiście, też wydawało mi się to niezrozumiałe. Te dzieciaki mają często wysoki, nawet bardzo wysoki iloraz inteligencji, a swoje deficyty kompensują nadzwyczajnymi zdolnościami z innych dziedzin.
Daleko szukać: Albert Einstein, Walt Disney, Winston Churchill, Andy Warhol, Anthony Hopkins, Agatha Christie, John Lennon. Bywa, że wylatywali ze szkół, bo nie pasowali do ich sztywnych ram i nie umieli się dostosować.
A w szkole KAŻDE dziecko powinno czuć się dobrze.
To miejsce, gdzie spędza jedną trzecią doby, codziennie przez osiem lat! Jeśli jest wyśmiewane, krytykowane czy choćby ignorowane, jak ma wyrosnąć na szczęśliwego, pełnego wiary we własne siły, człowieka?! A przecież dziecko, które sprawia problemy, to zazwyczaj dziecko z problemami. Jemu trzeba pomóc, a nie zepchnąć je na margines, bo przeszkadza.

Dzieci patrzą i obserwują. Widzą dorosłych, nasze podejście do życia, do innych ludzi – małych i dużych – nasze postawy. To wszystko ma wpływ na to, jakimi ludźmi staną się w przyszłości. Przykład idzie z góry.

Czy będą odważne czy wycofane, kreatywne czy odtwórcze, pełne lęków, uprzedzeń i zahamowań czy też otwarte i śmiało spoglądające w przyszłość. Tolerancyjne i asertywne? Czy bojące się „inności”, nie mające odwagi się wychylić ani wypowiedzieć głośno swojego zdania czy jeszcze gorzej: agresywne. Moje pokolenie wychowywane było jeszcze w stylu „dzieci i ryby głosu nie mają”, cieszę się, że to się zmieniło. Bo wiele razy ten zakaz głosu zmuszał do tłumienia emocji, a to nigdy nikomu nie wychodzi na dobre.

Oczywiście, obowiązkiem dorosłych jest ustalenie jasnych zasad postępowania, wyjaśnienie dziecku ich sensu i konsekwencji ich przestrzegania bądź nie – w sposób odpowiedni do wieku małolata. Problem w tym, że bardzo różnie na te zasady patrzymy. Nie widzi mi się ugruntowywanie dziewcząt do cnót niewieścich, a jeśli sięgamy to takiego słownictwa, to bardziej poważam sobie wiedźmy. Bo one wiedzą. Wiedza nie jest zarezerwowana dla mężczyzn, niestety do niektórych ten fakt nie dotarł. Co prawda słowo „niewiasta” pochodzi od „nie wiedzieć”, ale nie tyle ona nie wiedziała, ile jej nie znano (bo wchodziła dopiero w dorosłe życie). Poważnie jednak: troskliwość, opiekuńczość, dbałość o dom – oczywiście, to piękne cechy i wiele kobiet spełnia się pozostając na tym polu, ale litości, jeśli MEN rzuca takie kwiatki, to polecę klasykiem: nie idźcie tą drogą!
A propos:
Internet obiegł niedawno wierszyk z podręcznika do pierwszej klasy, autorstwa Ewy Skarżyńskiej; tu krótki cytat:

„Wszyscy mnie lubią! To rzecz wspaniała. Chyba się jednak dobrze starałam.”
Ups…
Jeśli będziemy uczyć dzieci, przepraszam: uczyć dziewczynki, że mają się starać, by wszyscy je lubili, to wychowamy pokolenie sfrustrowanych kobiet. Tłumiących emocje, patrz wyżej. Proste, wydawałoby się. Uprzejmość nie ma nic wspólnego z podkładaniem się i rezygnowaniem z bycia sobą. A że chamstwa i arogancji wokół jest zbyt dużo, to inna sprawa; niestety w tej materii należałoby zacząć od samego edu ministra. Przykład, jak już padło, idzie z góry.

Podsumowując akapit: wystarczą same „cnoty”, bez niewieście. Dotyczy każdego CZŁOWIEKA.

Kłania się Janusz Korczak, dla mnie wielki autorytet (przy okazji zapraszam, zajrzyj tu: Nie ma dzieci, są ludzie. Korczak)

Chcesz, aby były szczere i dobrze wychowane, gdy formy światowe są kłamliwe, a szczerość jest zuchwalstwem.

Janusz Korczak

Tak. Chcę, by nasze dzieci były szczere, odważne i uczciwe. Potrafiły bronić swojego zdania, nawet, gdy komuś się ono nie podoba. Chcę, by umiały współczuć i były empatyczne. By umiały rozmawiać, brzydziły się zawiścią, głupotą i hejtem. By stawały w obronie słabszych, poniżanych i wykluczonych. By nie dawały się gnoić niedowartościowanym dupkom, fanatykom ani aroganckim chamom. By stały mocno na nogach, umiały szukać rozwiązań i nigdy nie traciły nadziei i poczucia humoru. By były silnymi, odpowiedzialnymi i świadomymi swojej wartości ludźmi, jako Polacy i jako Europejczycy.

Zrobiło się poważnie. Cóż, bo to poważne sprawy… Świadomymi swoich praw i dowartościowanymi obywatelami nie da się manipulowac tak łatwo jak tymi potulnymi, ugrzecznionymi i bezkrytycznie przyjmującymi jedyną słuszną w danym momencie wersję zdarzeń.

***
Kochani, dzwonek na przerwę.
Niebawem wrócę do tematu, bo jest mi bliski, a okazuje się być rzeką. Czas wyjść z wody;)

PS. Tytułowy cytat, to także słowa Korczaka:

Dzieci rodzą się ze skrzydłami, nauczyciele pomagają im je rozwinąć

Janusz Korczak
dziecko skrzydła Kogel Mogel Blog Masza Grander Obraz Sarah Richter z Pixabay
Foto: Sarah Richter

Więcej w kolejnej części.
Pozdrawiam Was serdecznie

Wasza M.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *