Jesteś po trzydziestce, czterdziestce, pięćdziesiątce, (sama/sam wstaw odpowiednią liczbę). Masz plany na poważne zmiany w życiu? Chcesz zacząć coś od nowa? Być może słyszysz: daj sobie spokój, teraz to już za późno. Być może sama/sam tak myślisz. Za późno, nie w tym wieku.

Jakie „za późno”, grzecznie pytam? Pytam grzecznie, nabierając wolno powietrza, żeby nie wybuchnąć, bo to jeden ze zwrotów, które podnoszą mi ciśnienie. I ja, niespotykanie spokojny człowiek (he, he), mam ochotę potrząsnąć takim delikwentem (mentalnie oczywiście) i wykrzyczeć mu w twarz: „Człowieku, ty mówisz, że za późno?! A co powiesz za 20, za 30 lat? Za 50 może?! Ba, za 5 nawet? Powiem Ci co powiesz: to samo. I małymi kroczkami będziesz zbliżał się do prawdy.
Oczywiście, nic na siłę. Po prostu boli mnie, gdy widzę, że ktoś oddaje walkowerem swoje marzenia, swoje życie, w imię – no właśnie, czego? Stereotypu? Opinii publicznej?
W imię samoograniczających przekonań, które stwarzają potężne blokady.
Jest za późno, gdy dzieją się rzeczy ostateczne. „Za późno” jest chyba najstraszliwszym zwrotem, jak mogę sobie wyobrazić. Zimne i definitywne. Ból, pustka i żal. Koniec. Prawdziwy i nieodwołalny, jak ostateczna broń ostateczna z Lego Ninjago.
Moment, gdy obok „za późno” stoi „nigdy”. Nieodwracalne.

Nadużywamy nigdy, zawsze, za późno, a naprawdę warto wymazać je z codziennego języka. Bo generalizują. Życia nie można generalizować, życie nie jest czarno-białe. I nie jest też szare. W biel wpadają krople czerni, w czerń bieli. Oczywiście, że mamy różne ograniczenia, ale one zazwyczaj nie wynikają z wieku, tylko z zupełnie innych przyczyn. I nie sprawiają, że rzeczy stają się niemożliwe; owszem, bywa, że stają się trudniejsze albo wymagają modyfikacji drogi. Ale wciąż są w naszym zasięgu.

Nic nie wiemy o jutrze, nie wiemy nawet czy będzie. Wiemy, że mamy dziś. To dziś mamy marzenia, plany, widzimy się gdzieś, hen, w przyszłości, bliższej lub dalszej, bez względu na to ile mamy lat. Pytanie, jak na tę przyszłość patrzymy. Życie tu i teraz nie oznacza, że mam w nosie przyszłość i hedonistycznie pławię się w dzisiaj. Oznacza, że skupiam się na teraźniejszości, by cieszyć się codziennością i nie żyć „zamiast”: wyobrażeniami o przyszłości. Zdaję sobie sprawę, że jeśli chcę dojść gdzieś jutro, muszę coś zrobić w tym celu dziś. Nic odkrywczego. A jeśli człowiek budzi się rano i nie widzi przyszłości, to potężny sygnał alarmowy. I jeśli tak wyglądają jego kolejne dni, to zapewne potrzebuje pomocy.

Przyjmijmy jednak, że chcesz, że masz plany. Chcesz się rozwijać, iść do przodu. Czujesz, że potrzebujesz zmian. Często na ich realizację potrzeba nie tylko czasu – potrzeba odwagi. Odwagi w podejmowaniu ryzyka i odwagi, by nie poddać się krytyce.

Ty: chcesz ukończyć studia, które np. przerwałaś przez ciążę.
Oni: w Twoim wieku na studia? Będziesz dinozaurem, będą się z ciebie śmiać.

Ty: chcesz zmienić zawód i zdobyć nowy, wymarzony.
Oni: zgłupiałaś? Masz świetne wykształcenie, dobry zawód. Wiesz, ile będziesz mieć lat, jak zaczniesz pracę w nowym zawodzie?

Ty: masz serdecznie dosyć swojej pracy w toksycznym miejscu.
Oni: fanaberie! Ludzie z pocałowaniem ręki pracowaliby na twoim miejscu. Za dobrze ci jest i ci odbija.

Ty: chcesz sprzedać za duży dom w mieście i przeprowadzić się na wieś otwierając pensjonat.
Oni: wiesz, jakie to ryzyko? Twój dom to lokata kapitału, głupota to tracić.

Potrzebna odwaga wobec krytyki płynącej z zewnątrz, ale i obaw płynących z wewnątrz Ciebie. Nie odwaga typu: co tam, polecę z szabelką na czołgi, mamy to w genach, więc dam radę, tylko uczciwa rozmowa z samym sobą.

Krytykę z zewnątrz, w większości przypadków, możesz po prostu zignorować. Pamiętaj, że nierzadko będzie ona wynikała nie ze złośliwości, zazdrości czy totalnego niezrozumienia, ale z troski o Ciebie. Takie tendencje do dawania dobrych rad, w efekcie podcinających skrzydła, często ma najbliższa rodzina – w dobrej wierze. To jednak nie znaczy, że masz słuchać wszystkich rad. Słuchaj tylko uwag konstruktywnych, bo one mogą Ci pomóc. Resztę olej.

czas nie jest za późno Kogel Mogel Blog

Jak wytłumaczyć sobie, że te wszystkie zarzuty nie mają racji bytu? Spróbujmy:

Jesteś za stara na studia, będą się z Ciebie śmiać
Kto będzie się śmiał? Wartościowi ludzie, z którymi będziesz miała ochotę spędzać czas, nie będą. Ba, prawdopodobnie będą Cię wspierać. Być może wzbudzisz zainteresowanie, ale nie przeceniaj się. Jeśli jesteś koło trzydziestki, to zapewne nikt nie zauważy różnicy wieku. Gdy rodziłam Albercika, dawano mi dyszkę mniej. Sądziłam, że to przez grzeczność, ale, jak się okazało, to nie było to. Z automatu uznano, że jestem rówieśnicą moich szpitalnych koleżanek. Naprawdę, wieku nie mamy wypisanego na czole. To zmęczenie i zniechęcenie dodają nam lat.
A jeśli masz sześćdziesiąt, siedemdziesiąt? Gwarantuję, że będziesz rodzynkiem w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Popatrz jaką estymą cieszą się np. starsi ludzie biegający maratony. Szacunkiem, że chce im się podjąć taki wysiłek. Nieważne, z jakim czasem ukończą bieg. Ważne, że startują.

Wiesz, ile będziesz mieć lat, gdy zaczniesz pracę w nowym zawodzie?
Wiem. Dokładnie tyle samo, ile będę mieć, gdy jej nie zacznę.

Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie.

H. Jackson Brown Jr.

Polecam Wam książkę Julii Cameron „Droga artysty”. Z pewnymi rzeczami można się zgadzać bądź nie, ale słowa autorki otwierają oczy na wiele spraw i dają naprawdę niezły zastrzyk energii. Przede wszystkim uświadamiają, że w każdym momencie życia możesz zająć się swoją pasją.

W nawiązaniu do książki dopiszę jeszcze jedno krytyczne stwierdzenie:

Już za późno, byś nauczył się malować/śpiewać/ grać.
A gdzie mam się spieszyć? Moje życie to nie wyścig. Chcę czerpać radość z samego faktu robienia rzeczy, które mnie satysfakcjonują. Każda droga musi zacząć się od pierwszego kroku, nie da się inaczej. Będąc TERAZ mam frajdę, a jednocześnie się uczę, by w przyszłości dojść dalej. Ale nie to jest istotne – istotna jest dziecięca radość tworzenia.

Masz dobrą pracę, nie histeryzuj, inni dali by się za taką pokroić.
Wstajesz rano i czujesz ucisk w żołądku. Myjesz zęby i w myślach układasz listę spraw. Doskonale wiesz, że  nie dasz rady, ani dziś, ani później, bo wrzucono Ci na głowę zadania kolegi, który odszedł z firmy jakiś czas temu plus parę „drobiazgów” poza harmonogramem. Tak, tak, dostaniesz pomoc, tylko jeszcze nie dziś, cierpliwości. Ale zostań, kochana, dziś po godzinach, bo wiesz, ten klient to ważna dla nas persona. Na pewno uda ci się załatwić kogoś do dziecka. To może na jutro też od razu załatw, wiesz, mamy nawał pracy, to się uspokoi za jakiś czas.
Cały dzień ćmi Cię głowa. Zapominasz, że miałaś umówić się do lekarza, zapominasz, że obiecałaś zadzwonić do mamy. Zapominasz o własnym życiu. Wracasz do domu, z rodziną rozmawiasz półsłówkami i kładziesz się kompletnie wyzuta z sił, zatapiając się w smartfonie. Z niechęcią myśląc o kolejnym dniu. I tygodniu, miesiącu, roku. Życie mija, a w Tobie narastają frustracja i zniechęcenie.

Tylko Ty wiesz jak się czujesz. Posłuchaj siebie, swoich uczuć, emocji. Zaufaj intuicji. Inni oceniają Cię po samochodzie, ciuchach i Twojej wizytówce. A kto wie jak jest naprawdę?

To głupota, że chcesz sprzedać dom. I jeszcze zainwestować w taki niepewny pomysł? Zupełnie niepotrzebne ryzyko.
Kto nie ryzykuje, ten nie jedzie, stara prawda. Najpierw szczerość wobec siebie: naprawdę źle Ci tu, gdzie jesteś? Rzeczywiście chcesz być gdzie indziej? Jedziesz latem do pensjonatu i przykro Ci, że to nie Ty go prowadzisz? Jeśli kwestie „sercowe” masz za sobą, czas przejść do rozumu. Przelicz wszystko, zrób rzetelny biznesplan. Nie działaj pochopnie, rób tak, by zminimalizować ryzyko. Ono istnieje zawsze, ale jeśli go nie podejmiesz, wątpliwe, byś doszedł tam, gdzie chcesz.

Bywa, że im później bierzemy się za jakąś zmianę, tym jest trudniej. „Trudniej” oznacza, że może nie być łatwiej, a nie, że się nie da. A może akurat będzie łatwiej? Choćby dlatego, że stoi za Tobą życiowe doświadczenie, emocjonalna dojrzałość i świadomość co chcesz osiągnąć.

Startujemy z różnych miejsc, znajdujemy się w nie dających się porównać życiowych sytuacjach. Świadomość, że musisz zmienić pracę dla własnego zdrowia niekoniecznie idzie w parze z łatwym znalezieniem kolejnej, co np. w przypadku konieczności utrzymania rodziny sprawę utrudnia. Ale patrz wyżej – utrudnia, nie uniemożliwia.

„Za późno” bywa stosowane równorzędnie z „w tym wieku to nie wypada”.
I do tego wrócę niebawem.
Miłego!

Wasza M.

2 komentarze

  1. Potwierdzam – to prawda. Mając 64 lata ukończyłem studia podyplomowe w nowym dla mnie kierunku. Byłem najstarszym uczestnikiem i czułem się bardzo dobrze w tym młodym towarzystwie. Profesor był w moim wieku i na egzaminie wymienialiśmy się doświadczeniami na temat pędzenia bimbru w akademikach politechniki i akademii ekonomicznej w 1968 r. tudzież wrażeniami ze strajków studenckich.

    pm3
  2. Byłam w takiej sytuacji, chodziło o późne studia. Niby podjęłam juz decyzję, ale odkładałam ją przez trzy lata. Teraz tamte moje obawy wydają mi się tak irracjonalne, że aż się dziwię o co mi właściwie chodziło. Została satysfakcja, powiekszone grono znajomych i wymarzony dyplom. Warto czasem sie przełamać, nawet jeśli kosztuje nas to trochę nerwów.

    AnnAnn

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *